Łączna liczba wyświetleń

środa, 3 października 2012

Ziele

     Pisząc to piję napar z dobrego ziela. Chodzi o ostrokrzew paragwajski, czyli yerba mate. Przez przypadek trafiłem do sklepu o tej nazwie, co zainspirowało mnie do napisania kilku słów o zielu, które zasługuje na miano kultowego. 
    Czy nie wzbudza zaciekawienia fakt, że odległej przeszłości misjonarze, którzy przypłynęli do brzegów Ameryki Południowej aby pełnić swą powinność, zastali ludzi niedożywionych, ale krzepkich? Tajemnica ich witalności tkwiła w yerba mate właśnie. W sklepie usłyszałem nieco szokującą historię. Mianowicie w czasie, gdy tamtejszym krajom nie powodziło się tak dobrze jak obecnie i brakowało jedzenia, rodzice dawali dzieciom do picia napar z dobrego ziela... Zawiera ono na tyle substancji odżywczych, aby pomóc w przetrwaniu. Sam będąc w podróży, poznałem Argentyńczyków, którzy przechadzali się z parującymi tykwami i termosami, z których robili dolewkę. Zaciekawiony spróbowałem wraz z nimi tego specyfiku. Jedynie uprzejmość trzymała mięśnie mojej twarzy na wodzy. Uśmiechałem się, ale czułem smak... popiołu. Rzeczywiście moc dobrze zaparzonej mate i co za tym idzie smak, są nie do przejścia. W naszym klimacie i przy naszych gustach wystarczy wsypać do naczynia niewielką ilość suszu. Efekt działania wraz ze smakiem będą takie, jak sobie tego życzymy. Każdy z producentów znalazł swój patent na własny produkt. Jedni więc trzymają susz w skrzynkach z drzewa różanego, inni dodają do ziela prawdziwe skórki pomarańczy, cytryny, inni twierdzą, że... i tak niemal bez końca. Jest yerba mate wędzona, masz ochotę na miętową? Proszę bardzo. Jest smak kawy (w zastępstwie której coraz częściej pije się napar), jest energetyzująca z guaraną, jest taka, którą zwą diabelską... Najlepsza jest jednak klasyka. Pozdrawiam właściciela sklepu Dobre ziele. Bardzo miło się gawędziło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz