Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 17 stycznia 2013

Chłopskie gadanie o harmoniście

      Żył w naszej wsi kiedyś harmonista. Grab mu było. To sam był za całą orkiestrę. , bęben tylko sobie dodawał. A potrafił na harmonii wyciągnąć i skrzypki, i klarnet, i puzon, i kościelne organy. Mało co rozciągał harmonię, tylko samymi palcami po guzikach grał. A palce przeginały mu się w obie strony, jakby miał je z wikliny. Nie znalazłby mu równego w okolicy, a pewnie i dalej. A kiedy w łóżku zległ, bo już był bardzo stary, posadził sobie harmonię tuż obok na taborku i co śmierć do niego podchodziła, to jej grał. I ta odstępowała. I pewnie żyłby, ażby mu się znudziło. Ale coś mu się popsuło w harmonii, niby guziki odchodziły, rozciągała się, ale w miechu jakby tchu zabrakło. I umarł. Mówili ludzie, że takiej muzyki, jak on grał tej śmierci, nikt w życiu nie słyszał, a może i na świecie nigdy takiej nie było. Ciarki aż po skórze przechodziły i koty z chałup uciekały, psy wyły, konie w wozach się narowiły. A gdy ktoś przechodził pod jego oknem, kiedy grał, to musiał stanąć, bo cały był zmartwiały.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz