Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 9 stycznia 2014

Podlaskie klimaty

Polska stopniowo zmienia swe oblicze. Czas stopniowo pochłania relikty przeszłości, jednak niektóre jej elementy nie poddają się jego działaniu. Egzystują więc samotnie lub obok siebie nowoczesność i to, co pozostało z poprzednich epok: nieużyteczne narzędzia rolnicze (fot. 01)


 urokliwe cerkwie (fot.02), 


niemal dziewicze lasy, stare budynki z nowoczesnymi elementami obok… (fot.03). 


Duże wrażenie wywiera idący z trudem człowiek w podeszłym wieku. Wokół niego wszędobylskie „dekoracje” nie z jego świata… (fot.04) 

Sposób myślenia wydaje się pozostawać na rozstaju dróg- jego korzenie tkwią w poprzednim systemie politycznym, jednak bycie członkiem Unii Europejskiej zobowiązuje. Nie można już robić rzeczy, które do niedawna były dozwolone. Reguły, zasady, limity, nakazy, wytyczne… Chcąc nie chcąc trzeba wkroczyć na nieznany grunt. Rzeczywistość jest coraz bardziej porządkowana, ugładzana, ujednolicana. Zmienia się miasto, zmienia się wieś. Jest to bardzo dobry czas na rejestrowanie zachodzących zmian, a ich wielość udało mi się odkryć na Podlasiu. Patrzę na nie poprzez indywidualne ale nie odosobnione przypadki, poprzez miejsca, w które czasami trafiałem zupełnie przypadkowo. Świat ten jest dla wielu osób obcy. Obcy, bo niezauważalny, odległy, wyzwalający śmiech bądź strach. Po drodze z Bielska Podlaskiego do Białegostoku „zderzałem się” z miejscami i sytuacjami, w jakich znaleźli się ich bohaterowie. Kolorowe „dachówki” jednego z zabudowań okazały się przywożonymi PKS-em maskami samochodowymi, skrzętnie mocowanymi na słomianym dachu. (fot.05) 

Właściciel zaprzęgał do wozu byki, co wzbudzało wiele emocji u mieszkańców wsi. Radził sobie z rzeczywistością, jak potrafił (fot. 06) 

Spał na nieheblowanych deskach, a wszystkie zabudowania na jego posesji mogłyby zasilić muzeum etnograficzne. (fot.07) 

Nie zasilą jednak, gdyż po roku od mojej ostatniej wizyty uległy poważnej degradacji (fot.08) 


Przy odrobinie szczęścia słońce może ukazać w zupełnie innym świetle coś, na co normalnie nie zwrócilibyśmy uwagi.
Prawdziwymi perełkami na Podlasiu są cerkwie. Warto zatrzymać się i po prostu na nie popatrzeć (fot.09), 



czasem z innej perspektywy… (fot.010) 

Zwykły spacer dostarcza wielu emocji, które płyną ze zwykłych rzeczy- zachwycają zwinięte bele słomy na tle chmur (fot. 011), 

zatrzymuje prostota żurawia, za pomocą którego do dziś czerpie się wodę ze studni (012), 

wzbudza uśmiech krowa-złodziejka (fot.013) 


Będąc w miejscu skąd wywodzi się moja rodzina, bardzo chciałem zobaczyć pomnik poświęcony ofiarom masakry, która miała miejsce w nocy 7 kwietnia 1944 roku. W kaźni tej zginęły m.in. osoby z mojej rodziny. Wszystko wskazuje na to, że w akcie odwetu za wydanie Niemcom dwóch białoruskich partyzantów, na wieś Sobótka leżącą niedaleko Bielska Podlaskiego napadł oddział komunistycznej partyzantki im. Feliksa Dzierżyńskiego. Jej członkowie w większości rekrutowali się z miejscowej ludności pochodzenia białoruskiego. Partyzanci najpierw wtargnęli do domu rodziny Kotowiczów. Otworzyli ogień z broni palnej, w wyniku czego zginęli wszyscy domownicy z wyjątkiem Julii Kotowicz, ocalałej cudem. Następnie komunistyczni zbrodniarze naszli na dom państwa Chomickich. Ludwik Chomicki, który przeżył masakrę swojej rodziny, tak opisał ją w życiorysie: "W 1944 roku w Wielki Czwartek, w nocy... banda stukając do drzwi przedstawiła się jako żandarmeria. Ojciec otworzył, spędzili nas do jednego pokoju i rozpoczęła się egzekucja. Ja zdążyłem wyskoczyć przez okno i zostałem żywy. Natomiast moją żonę, która była w 9 miesiącu ciąży, oraz bratową i szwagra zabili. Ojciec i brat zostali ranni".
Memu zdziwieniu nie było końca, gdy zamiast pomnika ujrzałem bezkształtną masę. (fot. 014) 


Trudno opisać, co czuje się w momencie całkowitego rozminięcia się oczekiwań z zastaną rzeczywistością… Z pomnika zostały szczątki (fot.015) 

Najbardziej wymowną ilustracją jest chyba zdjęcie Chrystusa, przyglądającemu się resztkom kamienia poświęconego zabitym… (fot.016) 

Jak się okazało, pomnik został po prostu zmiażdżony pędzącym ze zbyt dużą szybkością samochodem mieszkańca wsi. Odbudować nie ma kto, gdyż firma ubezpieczeniowa wyceniła straty na połowę faktycznej wartości monumentu. Sprawca wypadku jak widać nie poczuwa się do odpowiedzialności…
Tymczasem uwagę moją przykuło wycie psów… Sprawcą zamieszania był mały chłopiec, który w wielkim koszu na śmieci uwięził dwa psiaki… (fot.017) 

Początkowo nie chciał ich wypuścić, ale jakoś udało się go do tego nakłonić. Mimo przenikliwego chłodu i drogich aut zaparkowanych pod jego domem, malec chodził na boso. (fot.018) 

W czasie prób konwersacji nerwowo zajmował się sznurkiem od swych spodni. (fot. 019) 

Na koniec napisał na piachu kamieniem swoje imię. Czas opuszczać Podlasie. Zmiany zachodzą tu gwałtownie. Zapewne nie będzie już na podwórku poczciwej Syreny, którą właściciel chciał mi sprzedać za 300 zł (fot. 020)

nie będzie też wielu elementów wydawać by się mogło niepodatnego na zmiany pejzażu. Czas jednak płynie i nie sposób go zatrzymać…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz