Żałuję, że nie byłem lotnikiem, bobym sobie postawił takie śmigło jak u Jasia Królów na grobie. Strasznie mi się to śmigło podoba. Ale cóż, ni pies, ni wydra człowiek. A Jasiu, kiedy był ostatnim razem we wsi, miał już kapitana. Rozbił się na odrzutowcu, gdy do defilady ćwiczyli. Przywieźli go w metalowej trumnie osobnym samochodem. A w drugim przyjechali kolegi Jasia. Ze dwudziestu ich było i same oficery. Srebrny sznur u każdego przez ramię, medale na piersiach, bagneciki przy bokach. Po sześciu go nieśli od samej chałupy na cmentarz. A nawet na jedną zmianę nie dali go nikomu wziąć, choć i tutaj, we wsi, miał Jasiu kolegów. Krowy razem paśli, do szkoły chodzili. Szła cała wieś w pogrzebie. Szła straż pożarna. Szły dzieci ze szkoły. A dwóch już siwych pułkowników prowadziło za trumną pod ręce, jeden z jednej strony, drugi z drugiej, Jasia ojców, Króla i Królową. Stary Król niewielkiego wzrostu, a jeszcze jakby się przykurczył, nie wiadomo, od ramienia pułkownika, czy od śmierci syna, choć wcale nie płakał. Mówili potem ludzie, że nikt by nie płakał za takie odszkodowanie, jakie Króle dostali od rządu. Ale mogło być i tak, że przy takim pułkowniku i stary Król poczuł się żołnierzem. Po Królowej też nie widac było, że płakała. Za to na cmentarzu, gdy nad trumna Jasia jeden z tych pułkowników powiedział, że zginąłjak bohater, osunęła się temu drugiemu, co ją podtrzymywał. Zaczęła dopiro płakać na drugi dzień po pogrzebie, kiedy już sie wszyscy rozjechali. I dotąd, tyle lat, a wciaż płacze i płacze. Potem przyjechali jacyś, nazwozili blachy, cięli, gięli, spawali, aż wyszło z tego śmigło. Nie bardzo się niektórym ludziom to smigło podobało, że ojciec i matka chrześcijanie i Jasiu też był chrzczony, a tu śmigło zamiast Pana Jezusa na grobie. Choć według mnie, to śmigło smutniejsze, niż niejeden Pan Jezus.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz