Polska stopniowo zmienia swe oblicze.
Czas stopniowo pochłania relikty przeszłości, jednak niektóre jej elementy nie
poddają się jego działaniu. Egzystują więc samotnie lub obok siebie
nowoczesność i to, co pozostało z poprzednich epok: nieużyteczne narzędzia
rolnicze (fot. 01)
urokliwe cerkwie (fot.02),
niemal dziewicze lasy, stare
budynki z nowoczesnymi elementami obok… (fot.03).
Duże wrażenie wywiera idący z
trudem człowiek w podeszłym wieku. Wokół niego wszędobylskie „dekoracje” nie z
jego świata… (fot.04)
Sposób myślenia wydaje się pozostawać na rozstaju dróg-
jego korzenie tkwią w poprzednim systemie politycznym, jednak bycie członkiem
Unii Europejskiej zobowiązuje. Nie można już robić rzeczy, które do niedawna
były dozwolone. Reguły, zasady, limity, nakazy, wytyczne… Chcąc nie chcąc
trzeba wkroczyć na nieznany grunt. Rzeczywistość jest coraz bardziej
porządkowana, ugładzana, ujednolicana. Zmienia się miasto, zmienia się wieś.
Jest to bardzo dobry czas na rejestrowanie zachodzących zmian, a ich wielość
udało mi się odkryć na Podlasiu. Patrzę na nie poprzez indywidualne ale nie
odosobnione przypadki, poprzez miejsca, w które czasami trafiałem zupełnie
przypadkowo. Świat ten jest dla wielu osób obcy. Obcy, bo niezauważalny,
odległy, wyzwalający śmiech bądź strach. Po drodze z Bielska Podlaskiego do
Białegostoku „zderzałem się” z miejscami i sytuacjami, w jakich znaleźli się
ich bohaterowie. Kolorowe „dachówki” jednego z zabudowań okazały się
przywożonymi PKS-em maskami samochodowymi, skrzętnie mocowanymi na słomianym
dachu. (fot.05)
Właściciel zaprzęgał do wozu byki, co wzbudzało wiele emocji u
mieszkańców wsi. Radził sobie z rzeczywistością, jak potrafił (fot. 06)
Spał na
nieheblowanych deskach, a wszystkie zabudowania na jego posesji mogłyby zasilić
muzeum etnograficzne. (fot.07)
Nie zasilą jednak, gdyż po roku od mojej
ostatniej wizyty uległy poważnej degradacji (fot.08)
Przy odrobinie szczęścia
słońce może ukazać w zupełnie innym świetle coś, na co normalnie nie
zwrócilibyśmy uwagi.
Prawdziwymi perełkami na Podlasiu są
cerkwie. Warto zatrzymać się i po prostu na nie popatrzeć (fot.09),
czasem z
innej perspektywy… (fot.010)
Zwykły spacer dostarcza wielu emocji, które płyną
ze zwykłych rzeczy- zachwycają zwinięte bele słomy na tle chmur (fot. 011),
zatrzymuje prostota żurawia, za pomocą którego do dziś czerpie się wodę ze
studni (012),
wzbudza uśmiech krowa-złodziejka (fot.013)
Będąc w miejscu skąd
wywodzi się moja rodzina, bardzo chciałem zobaczyć pomnik poświęcony ofiarom
masakry, która miała miejsce w nocy 7 kwietnia 1944 roku. W kaźni tej zginęły
m.in. osoby z mojej rodziny. Wszystko wskazuje na to, że w akcie odwetu za
wydanie Niemcom dwóch białoruskich partyzantów, na wieś Sobótka leżącą
niedaleko Bielska Podlaskiego napadł oddział komunistycznej partyzantki im.
Feliksa Dzierżyńskiego. Jej członkowie w większości rekrutowali się z
miejscowej ludności pochodzenia białoruskiego. Partyzanci najpierw wtargnęli do
domu rodziny Kotowiczów. Otworzyli ogień z broni palnej, w wyniku czego zginęli
wszyscy domownicy z wyjątkiem Julii Kotowicz, ocalałej cudem. Następnie
komunistyczni zbrodniarze naszli na dom państwa Chomickich. Ludwik Chomicki,
który przeżył masakrę swojej rodziny, tak opisał ją w życiorysie: "W 1944
roku w Wielki Czwartek, w nocy... banda stukając do drzwi przedstawiła się jako
żandarmeria. Ojciec otworzył, spędzili nas do jednego pokoju i rozpoczęła się
egzekucja. Ja zdążyłem wyskoczyć przez okno i zostałem żywy. Natomiast moją
żonę, która była w 9 miesiącu ciąży, oraz bratową i szwagra zabili. Ojciec i
brat zostali ranni".
Memu zdziwieniu nie było końca, gdy zamiast pomnika ujrzałem
bezkształtną masę. (fot. 014)
Trudno opisać, co czuje się w momencie
całkowitego rozminięcia się oczekiwań z zastaną rzeczywistością… Z pomnika
zostały szczątki (fot.015)
Najbardziej wymowną ilustracją jest chyba zdjęcie
Chrystusa, przyglądającemu się resztkom kamienia poświęconego zabitym… (fot.016)
Jak się okazało, pomnik został po prostu zmiażdżony pędzącym ze zbyt dużą
szybkością samochodem mieszkańca wsi. Odbudować nie ma kto, gdyż firma
ubezpieczeniowa wyceniła straty na połowę faktycznej wartości monumentu.
Sprawca wypadku jak widać nie poczuwa się do odpowiedzialności…
Tymczasem uwagę moją przykuło wycie
psów… Sprawcą zamieszania był mały chłopiec, który w wielkim koszu na śmieci uwięził
dwa psiaki… (fot.017)
Początkowo nie chciał ich wypuścić, ale jakoś udało się
go do tego nakłonić. Mimo przenikliwego chłodu i drogich aut zaparkowanych pod
jego domem, malec chodził na boso. (fot.018)
W czasie prób konwersacji nerwowo
zajmował się sznurkiem od swych spodni. (fot. 019)
Na koniec napisał na piachu
kamieniem swoje imię. Czas opuszczać Podlasie. Zmiany zachodzą tu gwałtownie.
Zapewne nie będzie już na podwórku poczciwej Syreny, którą właściciel chciał mi
sprzedać za 300 zł (fot. 020)
nie będzie też wielu elementów wydawać by się
mogło niepodatnego na zmiany pejzażu. Czas jednak płynie i nie sposób go
zatrzymać…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz