Giorgio Assuma, przyjaciel i prawnik kompozytora, powiedział, że Morricone zachował do końca jasność umysłu. Dodał też, że w ostatnich słowach "pozdrowił swoją ukochaną żonę Marię, która towarzyszyła mu z oddaniem w każdej chwili jego życia prywatnego i zawodowego i była mu bliska do ostatniego tchnienia, podziękował swoim dzieciom i wnukom za miłość i troskę, jaką mu dali. Wspomniał też swoich słuchaczy, od których serdecznego wsparcia zawsze czerpał siłę swojej kreatywności".
Mój epizod z Ennio Morricone- zawsze chciałem go zobaczyć. W latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia, zespół Metallica rozpoczynał swoje koncerty od jego utworu. Dreszcze szły po plecach. Kilka lat temu udało mi się kupić bilety na jego koncert w Krakowie. Wielka radość zniknęła, gdy okazało się, że mimo biletów nie jest możliwe pójście na ten wyczekiwany koncert. Szczęśliwie znalazłem najlepszego odbiorcę- kolegę Andrzeja, który wraz z żoną usłyszał na żywo dzieła Mistrza, który osobiście stał za batutą. Mimo, że to nie ja miałem okazję tego doświadczyć, cieszę się jeszcze bardziej. Cieszę się, że można się cieszyć, gdy ktoś się cieszy.